Duży Volt
fot. Facebook/Wiesław Wszywka

Na początku marca Browar Brodacz pochwalił się w mediach społecznościowych, że na warzenie ich nowego piwa zawitał niejaki Wiesław Wszywka – człowiek znany z serii filmów publikowanych w serwisie Youtube, pt. Kopsnij Drina, będących swego czasu pseudodegustacjami różnego rodzaju alkoholi, często bardzo podłej jakości. Teraz Wiesław Wszywka stał się twarzą promującą nowe piwo Browaru Brodacz o nazwie Duży Volt. 

Filmy z Wiesławem Wszywką to pomysł i realizacja niejakiego Dawida Rycąbela, szerzej znanego pod nickiem Naffnaff. Tak jak wyżej już wspomniałem – filmy te początkowo miały formę przypominającą degustacje, podczas których główny bohater próbował podsuwanych mu różnego rodzaju napojów alkoholowych (często tych najtańszych) – wódek, piw, win itp. Jako, że w filmach Wiesław Wszywka nie ukrywał, że lubi mocne alkohole i nie wylewa za kołnierz, można było wówczas bardzo łatwo dojść do wniosku, że główny bohater tego cyklu filmowego ma problem z chorobą alkoholową – oczywiście nie było to nigdzie potwierdzone, ale taki wniosek sam się nasuwał patrząc na ogólny wizerunek Wszywki. Mimo to (a może dzięki temu?) Wiesław Wszywka szybko zyskał sporą popularność w Internecie, głównie, jak się spodziewam, wśród młodzieży i to często nieletniej, do której jednak takie treści trafiać nie powinny – wszak Wiesław nie unikał stwierdzeń, które mogłyby spokojnie zostać potraktowane jako promocja picia alkoholu zabroniona przez Ustawę o wychowaniu w trzeźwości.

Reklama

Oglądając te filmy, miałem nieodparte wrażenie (i raczej nie byłem w tym jedynym), że Wiesław Wszywka był w jakiś sposób wykorzystywany i nie za bardzo ogarniał swojej „sławy”. Miałem takie wrażenie nawet po tym, jak Naffnaff zapewniał, że obaj czerpią z nagrywania korzyści (choć zapewne niesymetrycznie).

W pewnym momencie autor filmów – Naffnaff – postanowił wycofać się z dalszej realizacji filmów, na których Wszywka pił alkohol. Od tamtej pory w programie pojawiają się produkty niealkoholowe. Powody tej decyzji nie są do końca znane, ponieważ Rycąbel mówił o tym w bardzo lakoniczny sposób. Można się tylko domyślać, że jedną z przyczyn rezygnacji mogły być naciski ze strony organizacji przeciwdziałających (choćby teoretycznie) alkoholizmowi – jak np. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA). Nikt tego jak na razie nie potwierdził, ani, z tego co wiem, nie zdementował. Niemniej pozostaje to w sferze przypuszczań.

Gdy dowiedziałem się o współpracy zawiązanej między Wiesławem Wszywką, a Browarem Brodacz, od razu miałem bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony znałem historię twarzy promującej nowe piwo, z drugiej strony miałem zaś świadomość, że jest to coś, co dobrze wykonane i przemyślane może pomóc rozszerzyć wiedzę o piwnym krafcie na nowe środowiska. Wątpliwości wyzbyłem się jednak zaraz po ujawnieniu nazwy piwa sygnowanego nazwiskiem Wszywki – Duży Volt nijak pasuje do kreowanego dotychczas wizerunku polskiej sceny piwowarstwa rzemieślniczego, która za jeden z celów przyjęła sobie szerzenie odpowiedniej kultury spożywania alkoholu. Jakby nie patrzeć, nazwa tego piwa raczej przywołuje na myśl tzw. najebunek, niż kulturalną degustację i ocenę sensoryczną pitego trunku. I wiele wskazuje, że tego typu akcja promocyjna Brodaczowi nie przyniesie sukcesu.

Efekt, jaki przyniesie wypuszczenie na rynek piwa Duży Volt, może być niestety wręcz szkodliwy i to nie tylko dla producenta. Po pierwsze, (i tu zgadzam się ze stanowiskiem jednego z krakowskich sklepów specjalistycznych z piwem, który ogłosił i uargumentował bojkot tego produktu) obawiam się, że spora część zainteresowanych nowym trunkiem może nie mieć jeszcze 18 lat. Niestety, pomimo zakazu, jak wiadomo wciąż dość łatwo taka młodzież może zaopatrzyć się w napoje alkoholowe, więc jest duże prawdopodobieństwo, że Duży Volt trafi właśnie w ręce takich osób.

Po drugie, sytuacja ta może odbić się na całej scenie craftowej w Polsce poprzez ściągnięcie zainteresowania wielu dziwnych instytucji piwami rzemieślniczymi. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle zaczęto przeprowadzać kontrole, podczas których wyszłoby, że browary nie zamieszczają na etykietach jakichś dziwnych regułek, albo symboli/piktogramów, czy też okazałoby się, że prowadzone przez nich działania marketingowe mogą być sprzeczne z wyżej wspomnianą, archaiczną ustawą. Nie od dziś wiadomo, że polskie prawo w wielu miejscach jest wybitnie niespójne i nieprecyzyjne. Po co prokurować takie niebezpieczne sytuacje? Nie wiem. Ale jednego jestem pewien: Browar Brodacz odniósł sukces marketingowy pod jednym względem – na pewno wiele ostatnio o nim się mówi, choćby w piwnej blogosferze (w myśl zasady „nieważne, czy dobrze, czy źle – ważne, że się mówi”).

Ja ze swojej strony mogę już teraz zapowiedzieć – u mnie na blogu piwo Duży Volt recenzowane nie będzie.

Reklama