Połączenie słodyczy i pochodzącej z papryczek chili kapsaicyny jest znane. Dostępne są więc słodko-ostre słodycze (czekolada z chili <3). Spotkać można również piwa łączące te dwa światy. Najlepiej pod tym kątem sprawdzają się chyba imperialne stouty – nie kojarzę chyba żadnego jasnego piwa z dodatkiem chili. A co byście powiedzieli na miód pitny z dodatkiem czarnej porzeczki i wędzonych ostrych papryczek chipotle? Na taki własnie pomysł wpadła Pasieka Dziki Miód z Dargomyśla, która prowadzi miodosytnię w Chwarszczanach. I tak na rynek trafił trójniak „Spicy Marek”.

Miody z dodatkiem soków owocowych są u nas powszechne – mamy więc maliniaki, porzeczkowce (jeden z nich recenzowałem) miody gronowe, jabłkowe. Powstają one poprzez zastąpienie wody (a przynajmniej części) poprzez sok. Przypomnę, że w przypadku trójniaku są to dwie części wody (soku) i jedna część miodu. Tak powstaje brzeczka (nastaw), która w miodosytni Dziki Miód fermentuje w tankach fermentacyjno-leżakowych, takich jakie używane są w browarach. W Chwarszczanach część miodów trafia później do drewnianych beczek – tu odsyłam Was do recenzji trójniaku “Słodycz Łąki”. W tym wpisie obejrzycie też kilka zdjęć z mojej krótkiej wizyty w miodosytni.

Reklama

W przypadku miodu Spicy Marek użyto jeszcze jednego – myślę, że nietypowego jak na miodosytnictwo – dodatku. A mianowicie papryczki chipotle. Początkowo myślałem, że to nazwa konkretnej odmiany chili, ale nie – to suszona wędzona dojrzała papryczka jalapeño. Właściciel pasieki i miodosytni Krzysztof Piwowar pokazał mi słój używanych przez siebie papryczek i faktycznie: były mega wędzone (przynajmniej w aromacie, bo ich smaku nie próbowałem). Miodosytnik zapewnił, że stawia raczej na zbalansowany smak – tak, aby ostrość kapsaicyny była raczej delikatna i nie zepsuła przyjemności z degustacji. Mnie akurat pikantność (poza przegiętymi przypadkami) nie przeszkadza, bo jednak mam już trochę obniżony próg odczuwania ostrości. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle dla recenzowanego dziś miodu :P.

Alk. obj.: 13%

Kolor: Czerwony, niczym sok z wiśni lub czarnej porzeczki. Opalizujący.
Zapach: Intensywna porzeczka, z delikatnym twistem wędzonki z papryczki.
Smak: Intensywnie owocowy – porzeczka jest na pierwszym planie. Jest słodko, ale też i kwaskowato – co dodaje miodu rześkości, efektu orzeźwienia. Wędzonki w smaku już nie ma. Za to na finiszu pojawia się w gardle charakterystyczne pieczenie od kapsaicyny, które pozostaje wyczuwalne przez dłuższą chwilę. Nie jest jakoś przesadnie intensywne, ale wyczuwalne.

No i faktycznie – pikantności jest tu niewiele. Gdybym nie wiedział o użyciu chipotle, pomyślałbym, że na finiszu nieco bardziej niż zwykle drapie alkohol. Ale nie, to zasługa kapsaicyny właśnie. Miód pitny trójniak „Spicy Marek” to trunek dość słodki (jak na miody – umiarkowanie) i intensywnie owocowy. Nie ma tu żadnych wątpliwości, że zostały dodane owoce, czy raczej sok owocowy. Miodowy charakter wydobywa się dopiero gdzieś w tle. Fajny, rześki miodek – może nie tak wybitny jak Słodycz Łąki, ale mi osobiście bardziej odpowiada niż Amicus Proba. Niemniej wszystkie trzy miody pitne są na naprawdę wysokim poziomie. Szacun dla Krzysztofa Piwowara – na pewno zajadę do Chwarszczan jeszcze nie raz :).

Cena: 30 zł za 0,5 litra

Reklama