Essence of Hoppiness No.1

Browar Hoppy Beaver po kilku próbach z umiarkowanymi woltażami wziął się za mocny piwny kaliber. Do tej pory w portfolio tego kontraktowca dominowały piwa typu IPA i dość lekkie ejle i lagery. Tym razem na celownik obrany został wheat wine, czyli styl, który kilkukrotnie pojawiał się na moim blogu w recenzjach. Styl, który lubię i jest jedną z wielu odmian dobrze znanego barley wine’a. Mowa tu o piwie Essence of Hoppiness No.1.

Nazwa Essence of Hoppiness tłumaczy się na język polski jako „esencja chmielowości”. Co jak co, ale wheat wine – szczególnie wariant bez „american” w określeniu stylu – z chmielowością mi się nie kojarzy. Ba, w porównaniu do barley wine’a jego pszeniczny odpowiednik jest piwem łagodniejszym, gładszym w odbiorze. Co więcej słodowość powinna w nim dominować nad jakimikolwiek nutami chmielowymi. Uważam więc, że nazwa recenzowanego dziś piwa nie należy do najbardziej trafionych ;). No, ale koniec pastwienia się nad tym tematem – sprawdźmy, co takiego ma nam do zaoferowania wheat wine w wykonaniu Browaru Hoppy Beaver.

Reklama

Essence of Hoppiness No.1 to piwo mocne – z ekstraktu na poziomie 24° Plato wyciągnięto 10,5% alkoholu. Nie jest to jakoś szczególnie głębokie odfermentowanie, chociaż w zasypie oprócz słodów jęczmiennych (w tym drogiego Maris Otter) i pszenicznego, jak również płatków owsianych, znalazł się znany z piw belgijskich cukier kandyzowany. Został on zapewne dodany po to, aby podnieść ekstrakt do zaplanowanego poziomu. Trunek nachmielony został pochodzącą z Polski i uprawianą w naszym kraju odmianą Iunga.

Ups, miało już obyć się bez pastwienia, ale muszę jeszcze się nieco popastwić nad lakiem, który trafił na kapsel i szyjkę butelki Essence of Hoppiness No.1. Nie miałem pod ręką żadnej zapalniczki, którą mógłbym sobie podgrzać co trzeba, więc musiałem poradzić sobie samym otwieraczem. A było ciężko, bo nie był to lubiany przeze mnie plastyczny „lak”, ale właśnie ten twardy i mocno kruszący się. Tym samym przy otwieraniu butelki zasyfiłem sobie pół biurka :P.

Styl: wheat wine
Ekstrakt:
24° Plato 
Alk. obj.:
10,5%
IBU:
 b/d

Data przy­dat­no­ści: 30.03.2020 r.

Kolor: Bursztynowe, wpadające w pomarańcz, opalizujące.
Piana: Niska, drobna – szybko opada do cienkiej obrączki.
Zapach: Owocowy, karmelowy, lekko landrynkowy
Smak: Oj, sporo tu alkoholu – piwo mogłoby się jeszcze ułożyć. Poza tym jest słodko, owocowo i landrynkowo. Jednocześnie Essence of Hoppiness No.1 nie jest trunkiem gęstym, ulepem. Na finiszu wyraźna, długa i nieco pozostająca z tyłu podniebienia ziołowa goryczka. Alkohol rozgrzewa przełyk.
Wysycenie: Umiarkowane.

Essence of Hoppiness No.1
Essence of Hoppiness No.1

A jednak z tej zapowiadanej w nazwie chmielowości coś tam zostało. I to nawet sporo, ponieważ goryczka w Essence of Hoppiness No.1 jest dość zalegająca. Być może jest to również efekt niezbyt dobrego ułożenia trunku i dość wysokiej alkoholowości. Myślę, że zrobiłem błąd otwierając tak szybko tę butelkę – możliwe, że gdybym pozwolił temu piwu dłużej poleżakować byłoby nieco łagodniejsze, czego zresztą oczekiwałem po tym stylu. Samo piwo złe nie jest – baza słodowa jest złożona, przesunięta w kierunku nut owocowych.

Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy z Browarem Hoppy Beaver

Reklama
PRZEGLĄD RECENZJI
Ocena:
75 %
Poprzedni artykułNonic szkłem festiwalowym Szczecin Beer Fest
Następny artykuł#627: Bartek/Brewery Hills – Lazy Delight
Jakub Siusta
Nazywam się Jakub Siusta. Jestem rodowitym poli­cza­ni­nem, pocho­dzę więc z obsza­ru, które wciąż pozo­sta­je piwną pusty­nią na mapie Polski – zarów­no pod wzglę­dem dzia­ła­ją­cy­ch bro­wa­rów i ini­cja­tyw kon­trak­to­wy­ch, jak rów­nież pod wzglę­dem cie­ka­wy­ch loka­li i wyda­rzeń oko­ło­piw­ny­ch. Dlatego na moim blogu mam zamiar posta­wić na pro­mo­cję tego wszyst­kie­go, co dzie­je się w samym Szczecinie, ale także na zachod­nio­po­mor­skiej sce­nie piw­nej.
526-beer-bros-hoppy-beaver-essence-of-hoppiness-no-1A jednak z tej zapowiadanej w nazwie chmielowości coś tam zostało. I to nawet sporo, ponieważ goryczka w Essence of Hoppiness No.1 jest dość zalegająca. Być może jest to również efekt niezbyt dobrego ułożenia trunku i dość wysokiej alkoholowości. Myślę, że zrobiłem błąd otwierając tak szybko tę butelkę - możliwe, że gdybym pozwolił temu piwu dłużej poleżakować byłoby nieco łagodniejsze, czego zresztą oczekiwałem po tym stylu. Samo piwo złe nie jest - baza słodowa jest złożona, przesunięta w kierunku nut owocowych.