Eisbock Grand PrixOrganizatorzy coraz większej liczby konkursów piw domowych przygotowują dla autorów zwycięskich receptur (konkretnej kategorii lub całej rywalizacji) możliwość uwarzenia swojego piwa w profesjonalnym browarze i wypuszczenie go na rynek. Tak jest m.in. w przypadku Warszawskiego Konkursu Piw Domowych, który początkowo był organizowany we współpracy z Browarem Ciechan z Grupy Browary Regionalne Jakubiak. Obecnie, piwowar najlepiej ocenionego przez sędziów piwa może je uwarzyć we współpracy z Browarem PINTĄ – i tak w 2016 r. uwarzony został Eisbock Grand Prix, którym dziś się zajmę.

Okazje do sięgnięcia po to piwo są dwie. Po pierwsze od kilku dni fanpejdż Chmielnika Jakubowego na Facebooku ma ponad 900 lajków :). Po drugie zaś Browar PINTA ogłosił, że w budowanym koło Żywca nowym browarze planują uruchomić specjalnie przygotowaną instalację do warzenia piw lodowych, czy też inaczej zwanych wymrażanymi, do których właśnie należy eisbock. Takim sztandarowym przedstawicielem tego stylu, choć w wersji pszenicznej, jest Aventinus Eisbock z niemieckiego Browaru Schneider Weisse. Co ciekawe, Niemcy w swoim koźlaku lodowym uzyskali bardzo zbliżonego do tego z PINTY parametry :).

Reklama

Wymrażanie piwa to jeden sposobów na uzyskanie bardziej ekstraktywnego i alkoholowego trunku. A wszystko dzięki wykorzystywaniu różnicy zamarzania wody i alkoholu. Dzięki poddawaniu gotowego już piwa niskiej temperaturze tworzą się w nim kryształki lodu z wody, które bez bez większego problemu można odseparować, zwiększającym samym zarówno procentową zawartość cukrów resztkowych, a tym samym alkoholu.

Eisbock Grand Prix to piwo uwarzone wg receptury Artura Pasiecznego, które wygrało V edycję Warszawskiego Konkursu Piw Domowych, organizowanego na początku 2016 r. Sam eisbock powstał już w maju ubiegłego roku i zanim znalazł się na półkach sklepowych, leżakował w browarze dziewięć miesięcy (łącznie z wymrażaniem). Zaraz po premierze w internecie pełno było głosów, że trunek ten jest mimo wszystko jeszcze niedoleżakowany, a tym samym mocno alkoholowy. Dlatego też, biorąc również pod uwagę dłuuuugą datę przydatności do spożycia wyznaczoną na koniec stycznia 2020 r., pozwoliłem piwu troszkę postać w szafce, licząc, że dzięki temu ułoży się. Sam jestem ciekaw, w jakiej obecnie jest formie i czy tyle czasu (wszak od uwarzenia minęło już 1,5 roku!) mu wystarczy.

Eisbock Grand Prix na wymrażaniu zyskał stosunkowo niewiele, ponieważ piwo po uwarzeniu miałem 25° Plato ekstraktu początkowego. Końcowo, na etykiecie podano wysokość ekstraktu 27° Plato, czyli o 2° więcej. Zawartość alkoholu natomiast, jak zadeklarowano na etykiecie, wyniosła aż 11,2%. Mamy więc do czynienia z niezłym mocarzem, nieprawdaż? :). Piwo nachmielone zostało dwiema odmianami chmielu – polską Marynką oraz niemieckim Perle. Przefermentowane zaś zostało standardowymi drożdżami lagerowymi W34/70.

A, moją uwagę zwróciła jeszcze etykieta tego piwa – zastosowano bardzo ciekawy, matowy materiał (bo to chyba nie papier), który jest bardzo przyjemny w dotyku.

Na koniec napiszę jeszcze kilka słów o sprawie pierwszego Grand Prix Warszawskiego Konkursu Piw Domowych, wypuszczonego w 2013 r. przez Browar Ciechan. Otóż, zwycięzcą tamtej edycji konkursu okazał się dobrze znany środowisku piwowarskiemu, a także beer geekom, Czesław Dziełak, którego american IPA ocenione zostało wówczas najlepiej. Piwo w Browarze Ciechan zostało oczywiście uwarzone i było naprawdę niezłe. Po jakimś czasie na rynku pojawiła się druga warka tego piwa, ale już nie sygnowana na etykiecie nazwiskiem Dziełaka, o czym sam autor receptury nawet nie wiedział. Zrobiła się z tego mała afera, która koniec końców doprowadziła do tego, że organizatorzy WKPD zaczęli współpracę z Browarem PINTA. Jej owocem są już cztery piwa z serii Grand Prix – maibock, american barley wine, eisbock oraz tea american pale ale. Tak się złożyło, że żadnego z nich w wersji butelkowej nie piłem.

Styl: eisbock
Ekstrakt:
 27%
Alk. obj.:
 11,2%
IBU:
 31

Data przy­dat­no­ści: 30.01.2020

Kolor: Ciemnomiedziane, brązowe, pod światło pomarańczowo-rubinowe. Wyraźnie opalizujące.
Piana: Jak na tak mocno piwo, piana całkiem obfita, drobna, barwy przybrudzonej bieli. Zostawia całkiem ładny lejsing.
Zapach: Słodowy, wyraźnie melanoidynowy. Pojawia się też ciemny chleb, domowy miód pitny oraz rodzynki. Już po zapachu czuć, że mamy do czynienia z piwem potężnym.
Smak: Karmel i melanoidyny (przypieczony spód od ciasta) są dominantą tego piwa. Do tego owoce, a raczej kompot z suszonych owoców – są rodzynki, śliwki. Na finiszu trochę kawy. Piwo jest oleiste, z trochę alkoholowym finiszem. Alkohol jednak zbytnio nie przeszkadza, ale jedynie lekko szczypie w gardło. Goryczka niska.
Wysycenie: Nagazowanie umiarkowane, jak dla mnie mogłoby być niższe.

Eisbock Grand Prix

No, muszę przyznać, że Eisbock Grand Prix od PINTY podszedł mi bardziej niż jego niemiecki pierwowzór, który zresztą i tak został przeze mnie wysoko oceniony :). A to już duży wyczyn. Jakkolwiek alkohol w tym piwie jest wciąż wyraźnie wyczuwalny, to jednak mi on nie przeszkadzał, nadając trunkowi charakteru. Dzięki temu piwo nie było mdląco słodkie. Gruby start miesiąca – ciekawe, czy będzie jakieś piwo, które tego eisbocka pokona oceną lub mocą ;). Bardzo dobry trunek.

Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy ze szczecińskim sklepem specjalistycznym Chmiel – Świat Piwa

Reklama