Belgian IPA – mam wrażenie, że jest to jeden z trudniejszych rodzajów IPA, albo po prostu nie trafia on w mój gust. Nie wiem, ale jedno jest pewne – jak dotąd żadne piwo w tym stylu nie powaliło mnie na kolana. Ba, do większości z tych, które próbowałem, miałem sporo uwag, z których najczęściej powtarzał się brak balansu. Praktycznie za każdym razem „Belgia” przykrywała „Amerykę”, albo odwrotnie. Dziś będę miał kolejną okazję do zmiany zdania, a wszystko dzięki piwu Some Like It Hoppy, które niedawno otrzymałem w przesyłce od Browaru Hoppy Beaver.
Belgian IPA to połączenie nowofalowych klimatów amerykańskich odmian chmielu oraz efektów pracy belgijskich szczepów drożdży. W teorii więc powinno dać to mieszankę cytrusów, owoców tropikalnych i wysokiej goryczki z owocowymi estrami i przyprawowymi, korzennymi fenolami. Niestety w praktyka pokazuje, że osiągnąć zakładany efekt nie jest prosto, choćby przez to, że praca drożdży nigdy nie jest do końca przewidywalna.
Jak już jesteśmy przy drożdżach to w przypadku Some Like It Hoppy zdecydował się na suche BE-256, produkowane przez Fermentis. Są one polecane do piw typu saison, piw klasztornych, w tym dubbli, tripli, quadrupli oraz do belgijskich wariantów IPA. Piwo nachmielone zostało amerykańskim Amarillo oraz na goryczkę Iungą. Dość oryginalnie prezentuje się zestaw użytych słodów, wśród których nie znalazł się popularny w IPA słód pale ale. Jest za to słód pilzneński, wiedeński oraz Château Biscuit®. Te dwa ostatnie zapowiadają, że w smaku będzie sporo akcentów melanoidynowych i ciasteczkowych, herbatnikowych, co w przypadku belgian IPA brzmi dość odważnie. Zobaczymy, jak wyjdzie to w praniu :).
Browar Hoppy Beaver, warząc w Beer Brosie w Żyrardowie, regularnie wypuszcza nowości. „Chmielowy bóbr” na rynku działa niewiele ponad pół roku i już kilka razy mogliście przeczytać na moim blogu o jego piwach. Do dziś pojawiło się pięć recenzji: Scotland Yard, Start Me Up!, Dark Angel, Don’t Stop Me, Light My Fire.
Aha, jeszcze jedno. Choć Some Like It Hoppy jest już dostępne w sklepach w butelkach, to jego oficjalna „pubowa” premiera została zaplanowana na 20 lipca (w katowickiej Białej Małpie) oraz 21 lipca jednocześnie kilku knajpach: w 4Hops we Wrocławiu, Degustatorni w Gdańsku, Dzikim Wschodzie w Lublinie, KEN54 w Warszawie, PiwPawie Warszawa i Łódź, Van Gogh w Poznaniu oraz w Wielochmielu w Krakowie.
Styl: belgian IPA
Ekstrakt: 15° Plato
Alk. obj.: 6,8%
IBU: b/d
Data przydatności: 15.02.2019
Kolor: Ciemnopomarańczowe, mocno zamglone.
Piana: Kiepska, przy nalewaniu z góry tworzy się cienka warstwa grubych pęcherzyków.
Zapach: Niezbyt intensywny, owocowo-przyprawowy. Pojawiają się jabłka, morele.
Smak: Słodowe, sporo zboża i coś, co ja osobiście kojarzę ze słodem pilzneńskim, a przynajmniej spotykam w ogromnej większości piw na tym słodzie. Pojawiają się też przyjemne nuty opiekane w typie ciasteczek, czy też herbatników. Aromaty chmielowe są niestety skutecznie przykryte słodem. Finisz trochę pikantny, estrowo-fenolowy – są owoce, jabłka z kompotu, morele, ale też sporo pieprzu, trochę goździków. Połączenie nut owocowych i słodu daje efekt soczku Bobo Fruit. Goryczka wyraźna, trochę długa.
Wysycenie: Niskie.
Stała się coś, czego się nie spodziewałem. Piwo nie zostało zdominowane ani przez amerykański chmiel, ani przez belgijskie drożdże. Zostało za to zdominowane przez… bazę słodową. Jakkolwiek „Belgia” gdzieś tam się jeszcze dość skutecznie przebija, to jednak nie można tego samego powiedzieć o chmielach, po których została głównie goryczka. Choć niskie wysycenie zaowocowało bardzo kiepską pianą, to jednak sprawiło, że piwo okazało się bardzo sesyjne i bardzo szybko zniknęło mi z pokala.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy z Browarem Hoppy Beaver