Browar Artezan od jakiegoś czasu bryluje w wymyślaniu oryginalnych nazw swoich nowych piw. Jesień Średniowiecza, Złoty Pisiont, W Szkole Byłem Mistrzem Pingla – to niektóre z nich. Trzeba przyznać, że przykuwają one uwagę, są z jajem, ale nazwy te mają jedną wadę: ciężko je przypisać do konkretnego stylu i zapamiętać, którego dokładnie piwa dotyczą. Podobnie jest z piwem Dzikość Żółtej Pantery, którym się dziś zajmę. Biorąc je do ręki w sklepie nie wiedziałem w sumie, z czym mam do czynienia.
Dzikość Żółtej Pantery na etykiecie została określona jako imperial porter. W zasadzie nie wiadomo jednak jest dokładnie za styl. Zakładam, że nie jest to modny ostatnio imperialny porter bałtycki, ale raczej górnofermentacyjna mocna wariacja na temat angielskiego porteru. Owszem, amerykańskie klasyfikacje dopuszczają portery bałtyckie górnej fermentacji, ale w Polsce jednak przyjmuje się z reguły, że są to lagery.
Za każdym razem, gdy próbuję piw z Browaru Artezan, ubolewam nad tym, że na ich etykietach jest tak niewiele szczegółowych informacji. Podobnie jest w newsach publikowanych w mediach społecznościowych. W składzie więc mamy jedynie ogólniki: woda, słód jęczmienny, chmiel oraz drożdże. A szkoda, bo w sumie nie do końca wiadomo, czego się spodziewać. Na pewno mamy do czynienia z piwem wysokoekstraktywnym – niestety zawartość ekstraktu nie została podana, jednak przy 10% alkoholu jest to zapewne około 25° Plato.
Zanim przejdę do degustacji wspomnę jeszcze, że Dzikość Żółtej Pantery to piwo niefiltrowane oraz niepasteryzowane. Powoli kończy się mu już termin przydatności do spożycia, więc tym bardziej trzeba spróbować, co tam Artezan nakombinował :).
Styl: imperial porter
Ekstrakt: b/d
Alk. obj.: 10%
IBU: b/d
Data przydatności: 28.05.2018
Kolor: Ciemnobrązowe, w kieliszku czarne, nieprzejrzyste.
Piana: Żółto-brązowa, drobna i gęsta. W umiarkowanym tempie opada do obrączki. Zostawia śladowy lejsing.
Zapach: Kawa, praliny, czekolada. Bardzo przyjemny, a alkohol jest bardzo dobrze ukryty. Po ogrzaniu wychodzi wyraźny aldehyd octowy, kojarzący mi się z farbą emulsyjną. W pewnym momencie zaczyna całkowicie dominować aromat.
Smak: Dzikość Żółtej Pantery to piwo słodkie i bardzo treściwe, czekoladowe, z nutką kawy. Również w smaku pojawia się aldehyd octowy – zielone jabłko, wpadające w farbę. Finisz rozgrzewający, lekko alkoholowy. Goryczka palona i alkoholowa.
Wysycenie: Niskie, w kierunku umiarkowanego.
To, co teraz napiszę, niektórzy z Was pewnie potraktują z uśmiechem, ale póki piwo było zimne, było naprawdę smaczne. A przecież mocne style powinny być degustowane w dość wysokich, jak na piwo, temperaturach. Niestety, po ogrzaniu na wierzch wylazł intensywny aldehyd octowy, który mocno zepsuł przyjemność z degustacji. Dawno już nie miałem u siebie piwa, które miałoby tak intensywny aromat zielonego jabłka, wpadającego w farbę emulsyjną. Krótko mówiąc, Dzikość Żółtej Pantery to dla mnie bardzo duże rozczarowanie.
Cena: otrzymane w ramach współpracy ze sklepem Chmiel – Świat Piwa