W ubiegłą sobotę (17 marca – przyp. red.) podczas pobytu w Poznaniu, w oczekiwaniu na pociąg, znalazłam czas na szybkie odwiedziny multitapu. Po sytym obiedzie w Manekinie (którego nie trzeba nawet polecać – długa kolejka w oczekiwaniu na stolik, w sobotnie popołudnie, same świadczą o jakości lokalu) udaliśmy się w stronę Fermentowni.
Wybór tego lokalu poparty był rekomendacją znajomych. Po pokonaniu paru schodków w dół znaleźliśmy się praktycznie przed samym barem i naszym oczom ukazała się tablica z szerokim wyborem piw. Dla niezdecydowanej kobiety zbyt szerokim ?. Tutaj z pomocą przychodzi miła obsługa – barman widząc w moich oczach iskrę zagubienia zadał pytania pomocnicze, dzięki czemu szybko się na coś zdecydowałam. Nie ma także problemu z próbkami, jeżeli nie jesteśmy pewni danego wyboru.
Warto tu wspomnieć, że w minioną sobotę w wielu multitapach obchodzono Dzień Świętego Patryka. W Fermentowni z tej okazji było bardzo zielono – po prostu poprzez nadanie odpowiedniej barwy za pomocą światła. Zresztą puszczana muzyka także oddawała klimat irlandzki. Z tej okazji można było również uraczyć się małym bonusem, o którym później. Zaznajomiona już trochę z tablicą piw, miałam czas, aby lepiej przyjrzeć się lokalowi.
Atutem lokalu jest szeroki wybór piw – oprócz tego, co znajdziemy na tablicy możemy uraczyć się czymś z lodówki. Tutaj można dostać zawrotu głowy – z zagranicznych piw można tu dostać pozycje z takich browarów jak chociażby Omnipollo, Evil Twin Brewing, Lost Abbey czy Hoppin’ Frog. Znajdziemy także lodówkę z dużą ilością polskich propozycji. W Fermentowni nie da się nudzić – fani gier mogą pograć na przykład w Scrabble, a fani sportu obejrzeć mecz. Do tego jest sporo miejsca – naprawdę jest gdzie usiąść (chociaż nie wiem, jak to wygląda w przypadku pełnego lokalu). Do tego można podjeść – choćby nachosy :). Jakby ktoś bardziej zgłodniał, może zjeść burgera od Świętej Krowy i nadal raczyć się piwem w Fermentowni ?.
Na pierwszy ogień poszło więc Underground Cow z Piwnego Podziemia, czyli ich new england IPA. Piwo okazało się aromatyczną bombą owocową o soczystej żółtej barwie i niezłym zmętnieniu. W smaku dużo tropików, ale i charakterystyczna goryczka, która po pewnym czasie zaczyna „gryźć w gardło”. Na dłuższą metę dla mnie okazało się to męczące.
Z dalszym wyborem piwa nie miałam już takiego problemu. Po lepszym rozpoznaniu tego, co oferowano na kranach, starałam się już sięgnąć po to, czego jeszcze nie próbowałam. Tym razem padło na black IPA z browaru Kuriozum, z którego do tej pory nic jeszcze nie degustowałam. Piwo to, o nazwie Black (K) Night, okazało się naprawdę przyzwoite. Piana co prawda znikła szybko, ale aromat to wynagradzał – kawa w połączeniu z cytrusami. W smaku także odnajdujemy nuty kawy i palonych słodów z wyraźną, przyjemną goryczką w tle. Średnio wysycone i pełne.
Następnie zdecydowałam się na Double Dybuk BBA od Golema. Jest co chwalić – czarny kolor, do tego drobna piana, choć u mnie nie utrzymała się długo, lekki lacing. W aromacie wyraźnie czuć udział beczki – nuta wanilii w połączeniu z czekoladą i pralinkami jest czymś, co po prostu uwielbiam. W smaku najpierw wybija się kawa, potem gorzka czekolada. Oleiste i gładkie. Alkohol prawie niewyczuwalny, świetnie ułożone piwo. W międzyczasie spróbowałam także Angelico Stout (Piwne Podziemie). I tutaj był bonus od lokalu – do każdego dużego stoutu dorzucali shot z Jamesonem Caskmates.
Na tym wieczór się nie skończył – na tak zwanym spontanie i dzięki napotkanemu znajomemu odwiedziliśmy Piwną Stopę. W lokalu tym nie byliśmy jednak na tyle długo, żebym mogła coś więcej o nim powiedzieć. Zdążyłam wziąć parę łyków Miziania Mamuta z browaru Harpagan i już trzeba było biec na pociąg. Na pewno wizytę tam nadrobię podczas kolejnych odwiedzin w Poznaniu ?