Piwo, którym dziś się zajmę, na rynku po raz pierwszy pojawiło się w 2012 r. na samym początku działalności jednego z najlepiej znanych polskich browarów piwnej rewolucji, czyli AleBrowaru. Później do sklepów trafiło jeszcze na chwilę w 2014 r. oraz w 2016 r. (warzone w Starym Browarze Kościerzyna), po czym jego twórcy doszli do wniosku że dotąd z przyczyn technologicznych nie spełniało ono ich oczekiwań. Tym samym Lady Blanche musiało poczekać na lepsze czasy, gdy AleBrowar otworzy w końcu swój własny browar. Jak już wiecie, w Lęborku warzy się już piwo, więc brodata pani na etykiecie znów wróciła na półki sklepowe :).
Być może przyczyną nieudanych wg twórców warek była niemożność zastosowania odpowiednich drożdży. Faktycznie, w recenzjach z tamtego okresu powtarzają się doniesienia, że, nie licząc niskiego wysycenia, piwo było mocno zbożowe (a tym samym jak na ten styl zbyt ciężkie) i płaskie. Z tego co udało mi się ustalić w internetach korzystano wtedy ze szczepu S-33, a obecnie na etykiecie podawany jest US-05.
Witbier, to jak już pewnie wiecie, specyficzny rodzaj belgijskiego piwa pszenicznego, w którego zasypie oryginalnie znajdowało się naprawdę sporo niesłodowanej pszenicy (nawet około 50%). Podyktowane to było obowiązującymi wówczas przepisami podatkowymi i dzięki temu produkowane piwo mogło być tańsze. Do tego charakterystyczne są stosowane w recepturach dodatki – kolendra (zwykle indyjska) oraz skórka gorzkiej pomarańczy curaçao, zastępowana czasem przez słodką pomarańczę, czy też cytrynę. Warto wspomnieć, że witbier jako styl w połowie XX wieku praktycznie wyginął. Jego odrestaurowanie zawdzięczamy Pierre’owi Celisowi, który później założył Browar Hoegaarden, w którym dziś warzona jest ikona tego gatunku, czyli Hoegaarden Wit Blanche.
W przypadku Lady Blanche, które zwraca uwagę swoim płytkim odfermentowaniem (z 12° Plato wyciągnięto jedynie 4,5% alkoholu) wszystko to zostało zachowane. Dodatkowo do zasypu trafił też niesłodowany owies, który – podobnie jak płatki owsiane – potrafi wnieść do piwa charakterystyczną gładkość.
Czego się więc spodziewam? Dość słodkiego piwa – i to za sprawą samej pomarańczy, jak i bazy słodowej. Goryczka, pochodząca z chmielu Hallertau (zapewne Tradition albo Magnum), nie powinna być w tego rodzaju piwie wysoka, co też potwierdza zamieszczony na butelce diagram. Na koniec, zanim przejdę do części degustacyjnej, wspomnę jeszcze, że Lady Blanche ostatnio trafiło na półki sklepów sieci Lidl, gdzie zresztą swoją butelkę zakupiłem.
Styl: witbier
Ekstrakt: 12%
Alk. obj.: 4,5%
IBU: 0,5/4 w skali własnej browaru
Data przydatności: 02.04.2018
Kolor: Żółte, mętne.
Piana: Umiarkowana, dość szybko redukuje się do dość grubej obrączki.
Zapach: Zbożowy, słodowy. z nutką pomarańczy, która staje coraz intensywniejsza wraz z ogrzewaniem piwa.
Smak: Mocno zbożowy, dość wyraźnie słodowy. Słodycz pochodzi też od gorzkiej pomarańczy. Kolendra pojawia się gdzieś w tle. Choć w składzie jest owies, to nie czuć go w treściwości tego piwa. Goryczki praktycznie nie ma.
Wysycenie: Wysokie, musuje w gardle.
Przeciętny witbier. Niby nic mu nie brakuje, ale jednak coś jest nie tak. Wolałbym chyba, aby piwo to było głębiej odfermentowane (lub miało ciut niższy ekstrakt – np. 11° Plato), dzięki czemu byłoby bardziej orzeźwiające. Właśnie to powinno być główną cechą tego stylu – nie bez przyczyny witbiery uważa się za jedne z lepszych piw na lato. A Lady Blanche jest mało rześkim, a raczej wręcz mulącym piwem, gdzie cytrusowość zaginęła wśród nut zbożowych. A szkoda. Niemniej dawno już nie piłem piwa z AleBrowaru, o którym mógłbym powiedzieć coś więcej niż „ok”.
Cena: 6,99 zł za 0,5 litra w markecie