Flanders red/brown ale należy do szerokiej rodziny piw kwaśnych. Wszystko dzięki tradycyjnemu sposobowi produkcji, opartemu na leżakowaniu piwa w ogromnych drewnianych kadziach, zwanych w języku niderlandzkim jako foeder. W tych dużych beczkach, dzięki zaszczepionym w nich mikroorganizmom, poddawane jest fermentacji mieszanej. Później, wzorem lambików, młode piwo jest w odpowiednich proporcjach blendowany jest z długo leżakowanym. W ten sposób powstają trzy różne warianty tego piwa. Pierwszym i najbardziej podstawowym jest Original, który składa się w 75% z młodego piwa. Pozostałą część stanowi 2-letni Rodenbach. Z kolei w wersji Grand Cru mamy już około 66-67% leżakowanego dwa lata piwa. Wariant Vintage to z kolei już wyłącznie długo leżakowany flanders. Są też jeszcze wersje z dodatkami: Alexander to Grand Cru leżakowane z wiśniami, natomiast do Rosso dodawane są: żurawina, maliny oraz wiśnie. Jest jeszcze Caractère Rouge, która ma analogiczne do Rosso dodatki, jednak jest nieblendowanym długo leżakowanym piwem.
Dzięki charakterystycznemu sposobowi produkcji piwo to ma niepowtarzalny charakter – w smaku i zapachu jest czymś zbliżonym do mniej lub bardziej wytrawnego czerwonego wina. Stopień słodyczy zależy od zawartości młodego piwa, które nie zdążyło jeszcze do końca dofermentować, przez co ma w sobie sporo cukrów resztkowych. Zakładam, że jest to też sposób na dogazowanie piwa w butelce, ponieważ obecne w niej drożdże dojadają dostarczone wraz z młodym trunkiem cukry, produkując dwutlenek węgla oraz tym samym skutecznie konserwując ten wyjątkowy produkt.
Jeśli chodzi o Browar Rodenbach, który współcześnie należy do PALMa, to jest on położony w miejscowości Roeselare, pomiędzy Brugią i Kostrijk. Sam browar został założony w 1836 r. przez Pedro Rodenbach. Obecnie używa się w nich aż 294 drewnianych kadzi, z czego niektóre z nich liczą sobie nawet 150 lat!
Rodenbach Grand Cru jest w zasadzie trzecim piwem w tym stylu, które mam okazje spróbować. Pierwszym z nich był Grand Champion z 2015 r., czyli Red Roeselare Ale Cieszyńskie. Drugim zaś wspomniane już wyżej rewelacyjne Duchesse de Bourgogne.
Styl: flanders red ale
Ekstrakt: b/d
Alk. obj.: 6%
IBU: b/d
Data przydatności: 25.04.2019 r.
Kolor: Czerwone, wpadające w rubin. Pod światło w pomarańcz. Przejrzyste.
Piana: Całkiem ładna, dość obfita i drobna. Niestety głośno syczy i szybko opada. Zostawia śladowy lejsing.
Zapach: Czerwone owoce, czerwone wino, wyraźna dzikość.
Smak: Wow. Na pierwszym planie pojawia się wyraźna kwaśność, do której język po chwili się przyzwyczaja. Piwo zaczyna się wtedy dość słodkie, jak na sour ale. Dominować wówczas zaczynają czerwone owoce – wiśnie, maliny, winogron, wpadające w posmak czerwonego wina. Finisz cierpki – zarówno od beczkowych tanin, jak i od brettów. Goryczki brak.
Wysycenie: Wysokie.
Klasyka. I to naprawdę bardzo dobra. Mam jednak wrażenie, że Rodenbach Grand Cru, w porównaniu do Duchesse de Bourgogne jest piwem słodszym. Jak dla mnie kwaśność mogłaby być większa ;). Niemniej dla mnie piwo jest fenomenalnie pijalne i żałowałem, że zdecydowałem się kupić jedynie małą buteleczkę tego zacnego trunku. Jest to jedno z tych piw, które każdy beer geek powinien spróbować. Szacun, mości Belgowie!
Cena: 10-12 zł za 0,33 l w sklepie specjalistycznym Chmiel – Świat Piwa.