Flanders red ale to jeden z moich ulubionych stylów piwa. Niestety, nieczęsto mam okazję, żeby sięgnąć po tego rodzaju trunki. Nie ma ich zbyt wielu na rynku. Oczywiście najłatwiej dostępne jest uwielbiane przeze mnie Duchesse de Bourgogne. Niedawno też miałem okazję pić Rodenbacha Alexander w wersji vintage 2016 – świetne piwo! Mocno ucieszył mnie zatem fakt, że za flandersa zabrał się Browar Maryensztadt. Wild & Funky Flanders Red Ale trafiło już na rynek i co więcej mam okazję spróbować to piwo dzięki uprzejmości wspomnianego Browaru Maryensztadt :).
Flanders red ale to piwo, które swoim smakiem potrafi do złudzenia przypominać czerwone wino wytrawne. Oryginalnie spora w tym zasługa fermentacji flandersów w wielkich drewnianych kadziach, zwanych foederami. Są one wykorzystywane wielokrotnie, więc w drewnie obecne są kolonie różnego rodzaju mikrobów – dzikich drożdży i bakterii. Mało kto dysponuje foederem – w Polsce taki sprzęt ma chyba tylko Browar Dwie Wieże, który eksperymentował już z flandersem. Browar Maryensztadt zdecydował się natomiast na pewien eksperyment i do fermentacji ich piwa z serii Wild & Funky użył beczek po czerwonym winie, do których trunek trafił na około sześć miesięcy.
Jaki powinien być więc dobry flanders? Przede wszystkim intensywnie owocowy – pożądane są nuty kojarzące się z wiśniami, śliwkami, porzeczką, a nawet z pomarańczą. Owocowość powinna współgrać z nutami słodowymi, w tym m.in. czekoladowymi od ciemniejszych słodów. Kwasowość powinna być wyczuwalna – może być intensywna. Dopuszczalne są delikatne akcenty octowe. Goryczka powinna być łagodna, bez posmaków chmielowych. Tyle w teorii ;).
Data przydatności: 13.01.2024 r.
Kolor: Rubinowe, wpadające w brąz, opalizujące. Przypomina czerwone wino.
Piana: Szczątkowa, tworzy się jedynie przy energicznym nalewaniu. Bardzo szybko znika.
Zapach: Winny, dziki, owocowy (czerwone owoce). Początkowo wydawało mi się, że lekko octowy (co w tym stylu jest jak najbardziej dopuszczalne). Od razu wiem, że będzie to piwo kwaśne :).
Smak: Kwasowość atakuje język już od pierwszego łyku – mając w pamięci pitego niedawno Rodenbacha Alexandra (bodaj z 2016 r.) i Duchesse de Bourgogne spodziewałem się zdecydowanie wyższej słodyczy. Tu jest naprawdę dobrze. Wild & Funky Flanders Red Ale jest piwem dzikim, funky (ale nie ma tu końskiego gnoju, przepoconej końskiej derki) winnym. Dominują owoce, które kojarzą mi się z kwaśnymi wiśniami. Nieco słodyczy pojawia się dopiero po ogrzaniu, podszyta nutami słodowymi. Jednak nie jest jej na tyle, aby równoważyła kwasowość. Goryczki brak.
Wysycenie: Niskie.
Pycha! Nie ma wątpliwości, że jest to flanders, choć te belgijskie klasyki, które miałem okazję próbować były chyba znacznie słodsze w porównaniu do Wild & Funky Flanders Red Ale. Jest kwaśno, owocowo i dziko. No, jest to sztos – mogę śmiało to napisać. Gratuluję Maryensztadtowi naprawdę udanego eksperymentu :). Oby tak dalej!
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy barterowej z Browarem Maryensztadt