Jednym ze stoisk, które odwiedziłem podczas szczecińskiego Oktoberfest, był stoisko Browaru Rockmill. Spróbowałem tam kilku piw dostępnych na kranach, ale moją ciekawość przykuł regał z butelkami, wśród których wyróżniały się cztery pozycje z serii Be Wild i – choć nie były tanie – to postanowiłem szarpnąć się jedną z nich. Wybór padł na Be Wild #2, czyli leżakowany w beczce po czerwonym winie flanders red ale.
Składająca się z czterech piw seria Be Wild (wild ale z wiśniami, flanders red ale, wild ale z malinami oraz brett saison) scala niejako historię Browaru Rockmill. Piwa te zostały uwarzone w pierwszym roku działalności tego kontraktowca, jeszcze za czasów, gdy jego twarzami byli Andrzej Miler i Łukasz Rokicki, rozlane do ładnych butelek o pojemności 0,75 litra w listopadzie 2020 r. i wypuszczone na rynek w kwietniu tego roku.
Flanders red ale to jeden z moich ulubionych stylów piwa. Swoim charakterem mocno przypomina czerwone wino, co jest zasługą użycia odpowiedniego zasypu (dość ciemne słody typu monachijskiego, czy karmelowego), fermentacji dzikimi drożdżami i leżakowania w dębowych beczkach (np. po winie właśnie) lub kadziach, zwanych foederami. Jest to piwo intensywnie owocowe w smaku i aromacie – wyczuć można w nim nuty wiśni, czarnej porzeczki, czerwonych winogron, czy śliwek. Owocowość z reguły jest uzupełniona pochodzącymi ze słodu akcentami czekoladowymi oraz dębową waniliną. Flandersy to trunki z wyraźnie podniesioną kwasowością, kontrowaną przez owocowo-słodową słodycz. Finisz jednak powinien być raczej wytrawny, taniczny.
O recepturze piwa Be Wild #2 wiemy stosunkowo niewiele. Z ujawnionych przez Browar Rockmill informacji dowiadujemy się, że w zasypie użyto jedynie słodu jęczmiennego oraz że recenzowane dziś piwo fermentowało przy pomocy dzikich drożdży i leżakowało trzy lata w beczkach po czerwonym winie Rondo Regent z Winnicy Turnau. Trunek ten jest stosunkowo mocny – ma 7,5% alkoholu – i jest refermentowany w butelce.
O Browarze:
Browar Rockmill ruszył na początku 2017 r. Początkowo jego twarzami byli Łukasz Rokicki i Andrzej Miler, od których nazwisk wzięła się zresztą nazwa tego kontraktowca. Po rozejściu się ich dróg z Rockmillem browar ten zaczął współpracę z innymi piwowarami – najpierw z Pawłem Niemc, a później z Bartoszem Nowakiem. Browar ma na swoim koncie wiele interesujących piw – m.in. jeden z pierwszych w Polsce new englandów, czyli Juicy Delight oraz świetny torfowy imperial stout Friend or Foe?.
Piwo niepasteryzowane, niefiltrowane
Data przydatności do spożycia: 28.10.2021
Kolor: Ciemnobrązowe, brunatne, pod ostrym światłem wpadające w czerwień przechodzącą w pomarańcz.
Piana: Praktycznie jej nie ma. Śladowe bąbelki powstające przy nalewaniu błyskawicznie znikają.
Aromat: Winny, intensywnie owocowy z przyjemnymi akcentami „funky”, pochodzącymi od dzikich drożdży. Gdzieś w tle pojawia się aromat opiekany, kojarzący się z herbatnikami lub przypieczonym ciastem. Wraz z ogrzewaniem nuty słodowe stają się coraz intensywniejsze.
Smak: Dominują czerwone owoce – czerwone winogrono, wiśnie, aronia, czarna porzeczka. W tle mamy przyjemne nuty opiekane, ciasteczkowe, ocierające się o kakao. Trunek jest umiarkowanie kwasowy (spodziewałem się wyższej kwasowości). Jest sporo nut kojarzących się z treściwym, ekstraktywnym czerwonym winem, np. z merlotem. Są nuty drewniane, dające trochę tanin i cierpkości, ale również nieco wanilii na finiszu.
Wysycenie: Niskie.
Chłopaki na stoisku Rockmilla na szczecińskim Oktoberfest ostrzegali mnie, że piwo – z uwagi na refermentację – może być przegazowane. Jak się okazało – nic z tych rzeczy. Ba, miałem wrażenie, że dwutlenku węgla było tu wręcz za mało. Nie wiem, czy winny w tej kwestii nie był kapsel (a raczej „kapslo-korek”, z taką plastikową wkładką od wewnętrznej strony), który zaskakującą łatwo zszedł z szyjki butelki. Niemniej w smaku Be Wild #2 jest piwem bardzo dobrym – mamy w nim wszystko, czego się spodziewałem – jest dużo owoców, akcentów kojarzących się z winem, ale są też ciemniejsze nuty słodowe, wpadające w kakao i ciasteczka. Kwasowość początkowo wydawała się dla mnie ciut za niska, ale z czasem doszedłem do wniosku, że jest okej. Podobał mi się też przyjemny waniliowo-taniczny finisz.
Cena: 65 zł za 0,75 litra na stoisku na festiwalu