Recenzja piwa Green Experiment z Browaru Green Head opiera się na mojej pierwszej degustacji po przechorowaniu COVID-19. Wówczas nie byłem jeszcze pewien, czy w pełni odzyskałem smak i węch – strach więc był. No, ale koniec końców okazało się, że znaczącą większość swoich zmysłów już odzyskałem (przynajmniej 90%). No, ale cieszę się, że stosunkowo szybko wszystko wróciło do normy, bo czytałem, że czasem może to trwać nawet kilka miesięcy. A zatem już nie przedłużam i przechodzę do konkretów :).
Z Green Experiment miałem już styczność. Ba, jest nawet (mini)recenzja tego piwa, będąca częścią relacji ze Święta Porteru Bałtyckiego w nieistniejącym już multitapie SŁODY w Szczecinie. Podczas tego wydarzenia swoją premierę miał Cornus Lupus, czyli niesamowicie gęsty imperialny porter bałtycki z dereniem z Browaru Kormoran. Co prawda degustacje w pubie rządzą się swoimi prawami, dlatego też ta recka nie była zbyt rozbudowana – szczególnie, że było to wtedy już któreś z kolei piwo. Tak więc w gruncie rzeczy cieszę się, że Green Experiment trafił do mnie za sprawą darów losu od Browaru Green Head. Jego degustację miałem przeprowadzić już w połowie lutego, ale nie wyszło i butelka przez trzy tygodnie czekała na „lepsze czasy” w lodówce, co akurat jest pozytywne, bo to akurat piwo jest niepasteryzowane, a czekało już trochę na swoją kolej.
Green Head to stacjonarny browar z Działdowa. Aktualnie projekt prowadzą dwie osoby Przemek Baranowski z Działdowa, który wcześniej działał w ramach Browaru Kadyk oraz Dominik Połeć z Warszawy – znany i utytułowany w różnych konkursach piwowar domowy. Sam Green Head może się już pochwalić kilkoma medalami zdobytymi na dwóch edycjach – 2018 i 2019 – Konkursu Piw Rzemieślniczych. Działdowski browar dysponuje warzelnią o wybiciu 20 hektolitrów oraz pięcioma tankami o pojemności 20 hektolitrów każdy. Piwa rozlewane są do butelek oraz do kegów – przynajmniej tak było przed wybuchem pandemii.
Green Experiment to piwo w stylu hazy IPA. W jego składzie mamy słody – jęczmienny i pszeniczny, płatki owsiane oraz pszenne. Ten trunek został nachmielony trzema nowofalowymi odmianami – Citra, Mosaic oraz australijski Galaxy. Te dwa ostatnie chmiele należą do moich ulubionych. Ostrzę sobie więc zęby na tę degustację :).
Zanim przejdę do opisu moich wrażeń naskrobię jeszcze kilka słów na temat etykiety. Ta podoba mi się – przedstawia ona trzech zielonych kosmitów, którzy przeprowadzają eksperymenty na ogromnej szyszce chmielowej z oczami. Projektant miał całkiem interesujący pomysł muszę przyznać :).
Data przydatności do spożycia: 30.04.2021
Wygląd: Żółte, mocno, ale równomiernie, ładnie zmętnione.
Piana: Bardzo obfita, mydlana, składająca się z dużych i średnich pęcherzy. Głośno syczy przy nalewaniu.
Aromat: Przyjemny, wyraźnie chmielowy, rześki świeży. Dominują w nim cytrusy – pomelo, cytryna, może trochę limonki.
Smak: Przegazowanie przeszkadza – dwutlenek węgla drapie w podniebienie i gardło. Zapycha żołądek. Już na początku czuć wyrazistą, intensywną i nieco zalegającą goryczkę – normalnie jak nie w hazy IPA. Piwo jest pełne, nieco chropowate od unoszących się w nim drobinek drożdży. Dominują nuty kojarzące się z grejpfrutem, z pomelo, limonką. Całość jest wytrawna.
Wysycenie: Bardzo wysokie.
Oj, coś tu się już zadziałało z nagazowaniem. Ewidentnie moja butelka Green Experiment była przegazowana. Nie był to poziom wysycenia niebezpieczny, ale jednak przy nalewaniu trzeba było uważać i nalewać bardzo powoli. Zbyt dużo dwutlenku węgla psuło też przyjemność z degustacji, drapiąc w gardło. Taki urok piw niepasteryzowanych. Poza tym chmielowość była bardzo przyjemna, chociaż białych owoców od Mosaika nie odnotowałem :/. Niemniej piwo było jak najbardziej OK.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy barterowej z Browarem Green Head