Dziś mija dokładnie pół roku od oficjalnego uruchomienia mojego bloga w wersji www :). Przez ten czas opublikowałem 80 recenzji, co jest wg mnie całkiem niezłym wynikiem. Muszę przyznać, że prowadzenie tej strony przynosi mi kupę frajdy :). Z okazji tego mikrojubileuszu postanowiłem sięgnąć po najdroższe piwo, jakie miałem obecnie w swoim barku. Wybór padł więc na wędzony torfem foreign extra stout z holenderskiego Browaru De Molen, czyli Bloed, Zweet & Tranen. Jako, że degustacje z reguły przeprowadzam na 2-3 dni przed planowaną datą publikacji, ta dzisiaj przeze mnie opisywana zbiegła się z momentem upublicznienia bardzo smutnej informacji o śmierci Wojciecha Trześniowskiego. Dlatego niech ta degustacja będzie niejako ku jego pamięci, szczególnie że nazwa recenzowanego dziś piwa pośrednio pasuje do tej tragicznej sytuacji, ale o tym za chwilę.
Tak jak już wyżej wspomniałem De Molen może się już poszczycić ponad 10-letnią historią (przypominam, że PINTA obchodzi w tym roku 5 urodziny) i w swoim portfolio ma już całą masę interesujących piw. Ekipa rzemieślników spod znaku młyna, w którym mieści się browar (De Molen zresztą to po holendersku właśnie młyn), uwarzyła już naprawdę szeroki wachlarz piw – od chmielonych po amerykańsku pale ale’i i IPA, przez piwa kwaśne, skończywszy na mocnych (nawet 32° Plato!) trunkach leżakowanych w drewnianych beczkach po innych alkoholach.
Bloed, Zweet & Tranen to dość mocny stout, w zasypie którego znalazły się słody wędzone, w tym mój ulubiony: wędzony torfem. Jego ekstrakt – 18° Plato, może nie jest zbyt imponujący, jednak jest on już z pogranicza FES-a i stoutu imperialnego. Nazwa, którą na język polski tłumaczy się jako Krew, pot i łzy, jest odwołaniem do nagranego w 2015 r. filmu opowiadającego o holenderskim piosenkarzu André Hazesie.
Piwo zostało nachmielone jedną odmianą chmielu (zarówno na goryczkę, jak i aromat) – jest nią dość rzadko stosowany w Polsce czeski Sladek, który najczęściej wykorzystywany jest przy warzeniu lagerów.
Jest to drugie na blogu piwo rodem z Holandii – po niesmacznym Bavaria 8.6 Original mam wielką nadzieję, że za sprawą Bloed, Zweet & Tranen Holendrzy się trochę odkują :).
Styl: whisky foreign extra stout
Ekstrakt: 18%
Alk. obj.: 8,2%
IBU: 29
Data przydatności do spożycia: 25.02.2019
Kolor: Ciemnobrązowe, w TeKu praktycznie czarne. Przy nalewaniu widać jednak, że jest brązowe i w miarę klarowne.
Piana: Piana niska, brązowa, szybko redukuje się do zera. Co ciekawe po otwarciu butelki piana zaczęła dość dynamicznie podchodzić szyjką do góry, choć samo piwo po przelaniu jest nisko nagazowane.
Zapach: Czekolada, kawa i bardzo przyjemna wędzonka.
Smak: Czekoladowe, gęste, ale nie przesadnie zaklejające. Po chwili dochodzi do głosu wędzonka – mieszanka ogniskowej z torfową. Goryczka palona, podobna jak w kawie, średnia. Finisz długi czekoladowy – czekolada na dłużej osadza się na podniebieniu.
Wysycenie: Niskie.
Zanim zacząłem blogować, wypiłem już kilka piw z De Molena i póki co ani razu nie zostałem zawiedziony. Tak też jest i tym razem, ponieważ Bloed, Zweet & Tranen to kawał naprawdę smacznego wędzonego torfem stoutu. Jedynym, do czego można się przyczepić, to piana. W zapachu i smaku piwo jest świetnie zbalansowane, co sprawia, że Bloed, Zweet & Tranen znika w mgnieniu oka. Polecam, choć piwo do najtańszych nie należy.
Ocena: 4,2/5
Cena: 14 zł za 0,33 l w stacjonarnym sklepie specjalistycznym