Browar kontraktowy Hopkins zadebiutował na rynku w grudniu ubiegłego roku, wypuszczając początkowo 2 piwa: wheat AIPA o nazwie Lśnienie oraz to, które mam zamiar dzisiaj zrecenzować, czyli foreign extra stout Transfuzja. Piwa te zostały uwarzone w Starym Browarze Kościerzyna. Od samego początku piwa Hopkinsa miały (i mają do dzisiaj, bowiem Hopkins wypracował sobie bardzo fajny, charakterystyczny styl projektów graficznych) bardzo ładne, przemyślane i super zaprojektowane etykiety, które skutecznie wyróżniają się na sklepowych półkach. Już samo opakowanie sprawiało, że od samego początku ostrzyłem sobie zęby na hopkinsowe piwa.
Jakiś czas temu w moje ręce trafiła właśnie wspomniana już wyżej Transfuzja – jednak z uwagi na to, że w moim barku miałem wówczas sporo piw mocno chmielonych, piwo przez dłuższy czas czekało na swoją kolej. Ostatnio, przeglądając moje zasoby, zauważyłem, że ów hopkinsowy FES zaczyna się zbliżać do terminu przydatności do spożycia – co, biorąc pod uwagę, że piwo jest niepasteryzowane, mogło wpłynąć na nie wielce niekorzystnie. Nie zastanawiając się długo, postanowiłem je wziąć na warsztat właśnie teraz, mając nadzieję, że czas obszedł się z nim łaskawie.
Foreign extra stout – do tego stylu została przypisana przez twórców Transfuzja – to mocniejszy brat dry stoutu. FES początkowo był produkowany z myślą o tropikalnych rynkach, dlatego piwa tego typu czasami są nazywane tropical stoutami. Może się to wydawać trochę dziwne, ponieważ gorący klimat kojarzy nam się głównie z piwami lekkimi, dobrze gaszącymi pragnienie, a nie takimi, których ekstrakt początkowy oscyluje między 14 a 18 BLG i zawartością alkoholu 5,5-8% obj. Mimo to foreign extra stouty są wciąż bardzo popularne choćby na Karaibach, czy też w Azji Południowo-Wschodniej – co prawda są tam one słodsze w porównaniu do znanych nam produktów z browarów europejskich). Polskim piwem nawiązującym do wersji tropikalnych jest recenzowany jakiś czas temu przeze mnie Havana Stout z Browaru PINTA. W aromacie i smaku foreign extra stoutów znajdziemy przede wszystkim paloność, kawę, czekoladę, a także wyraźne nuty owocowe, które mogą przypominać aromaty zbliżone do melasy i rumu. W mocniejszych wersjach dopuszczalne są lekkie nuty alkoholowe. FES nie powinien być chmielony na aromat, a jedynie na goryczkę, do czego świetnie nadają się angielskie odmiany chmielu.
Co w tym piwie jest wyjątkowego? Hopkins określa je jako Whisked Cherry&Pear Foreign Extra Stout, co oznacza, że dodano do niego płatki z drewna czereśni i gruszy, macerowane w whisky (przed premierą wiele osób myślało, że chodzi o płatki kwiatów czereśni i gruszy, co szybko okazało się nieprawdą). Znając realia internetów znalazło się wiele osób narzekających na to, że dodanie skrawków drewna namaczanych w mocnym alkoholu to droga na skróty i nie jest to to samo co leżakowanie piwa w beczce po whisky. Owszem, nie jest to to samo – słyszeliście bowiem o whisky trzymanej w beczce z drewna czereśni, albo wiśni? Ja też nie słyszałem :). Na etykiecie można przeczytać, że zastosowane drewno ma za zadanie wnieść do piwa pewną owocowość, czego za bardzo nie potrafię sobie wyobrazić, ale mam nadzieję, że Hopkins pozytywnie mnie zadziwi :). Oczekiwać jednak będę raczej nut charakterystycznych dla whisky – torfowości, tj. asfaltu, spalonej izolacji kabla, bandaży, ewentualnie lekkiego, szlachetnego alkoholu. Piwo, jak przystało na rasowego stouta, nachmielone zostało dwoma brytyjskimi odmianami chmielu – Challenger i East Kent Golding (w skrócie zwany EKG).
Styl: foreign extra stout
Ekstrakt: 17%
Alk. obj.: 7,2%
IBU: 40
Data przydatności do spożycia: 20.04.2016
Kolor: Czarne, nieprzejrzyste.
Piana: Piana bardzo obfita, drobno- i średnio pęcherzykowa. Bardzo trwała. Zostawia ładny lejsing.
Zapach: Palony, lekko torfowy. Na drugim planie czekolada z próbującym się przebić szlachetnym alkoholem. Po zamieszaniu ogrzanego piwa wychodzi subtelna nuta rozpuszczalnika.
Smak: Piwo czekoladowe, paloność na poziomie powyżej średniej, choć do popiołu jeszcze sporo brakuje. Paloność przechodzi w subtelną wędzonkę torfową (w typie asfaltu), znaną mi z whisky z Islay. Alkohol bardzo dobrze ukryty, alkoholowość z whisky na szczęście nie przeszła do gotowego piwa. Goryczka średnia, głównie o charakterze palonym.
Wysycenie: Wysycenie, jak na stout, wysokie, drobne. Do gushingu jednak jeszcze daleko, po otwarciu butelki piwo na szczęście wcale nie miało ochoty wylatać.
Bardzo dobre piwo, aż żałuje, że musiało czekać tak długo na swoją kolej. Intryguje mnie to wysokie, jak na stout, wysycenie – bardzo możliwe, że jest to kwestia bliskiego terminu przydatności do spożycia, w końcu Transfuzja jest piwem niepasteryzowanym, a i muszę zaznaczyć, że nie przechowywałem go w warunkach chłodniczych. Jednak poza wysokim nagazowaniem, nie mam się do czego przyczepić. Drewna, tak jak przewidywałem przed degustacją, za bardzo nie wyczuwałem, obecne natomiast były nuty pochodzące z whisky, które świetnie komponowały się z przyjemną palonością. Piwo jak najbardziej polecam! 🙂