Na ubiegłorocznym Oktoberfest w Szczecinie wypiłem sporo interesujących piw z browarów mi do tej pory słabo znanych, ale też i tych, które doskonale znam. W gronie tych drugich znalazł się m.in. ceniony i lubiany Browar Maltgarden. Wśród jego butelkowych piw, które mógłbym zabrać ze sobą do domu, szukałem przede wszystkim tych, do których dodana została kawa. I takim to sposobem w moje ręce trafił trunek We Got The Fire uwarzony w ramach kooperacji między Maltgardenem, Browarem Tankbusters oraz palarnią kawy Kafar.
Uwielbiam dobrą kawę. Niestety ostatnio na eksplorację kawowego świata mam znacznie mniej czasu, ponieważ w pracy z wielu względów jestem skazany na kawę z ekspresu kapsułkowego. Na ziarno speciality i nowofalowe metody parzenia mam czas jedynie w weekendy. Dlatego tym bardziej doceniam sytuacje, gdy trafiam na interesujące kawowe piwa. I wydaje mi się, że dokładnie z takim oto przypadkiem mam dzisiaj do czynienia.
Dzisiejsze piwo sporo czasu musiało poczekać na swoją kolej, no ale na szczęście imperialnym stoutom upływ czasu jest mało straszny. Do We Got The Fire trafiła kawa rodem z Kostaryki, a dokładniej Costa Rica Chirripo przygotowana przez wspomnianą już wyżej palarnię Kafar. Tego rodzaju ziarno zazwyczaj charakteryzuje się sporą słodyczą i bogatym owocowo-przyprawowym profilem. Po cichu liczę, że taki właśnie charakter będzie miało dzisiejsze piwo. A jego parametry są całkiem imponujące – 30° Plato i 10,5% alkoholu. Spodziewam się więc sporej słodyczy (która zostanie wzmocniona dodatkowo przez laktozę) kontrowanej przez akcenty kawowe i palone oraz wysokiej pełni. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Etykieta recenzowanego dziś trunku to standardowy projekt kooperacyjnej serii Browaru Maltgarden. Jest okej – jakiegoś większego szału nie ma, ale też nie ma, na co narzekać ;). Niestety, producent zdecydował się na wykazanie wyłącznie alergenów, a nie pełnego składu.
O Browarze:
Maltgarden to browar kontraktowy współtworzony przez znanych wcześniej z Rockmilla Andrzeja Milera i Łukasza Rokickiego. Wystartował w 2019 r. i od razu znalazł całą rzeszę swoich fanów. Obecnie słynie z mocno chmielonych „hejzi ipek”, pastry sourów oraz kawowych stoutów.
Piwo pasteryzowane, niefiltrowane
Data przydatności do spożycia:
Wygląd: Czarne, nieprzejrzyste.
Piana: Bardzo niska, początkowo miałem wrażenie, że nie utworzy się żadna piana. Po chwili pojawia się cieniutka, brązowa warstwa, która jednak bardzo szybko znika.
Aromat: Mega kawowy, przyjemny, świeży. Pachnie jak świeżo palona, dość ciemna kawa. Kawowość wpada wręcz w akcenty orzechowe.
Smak: Kawowa esencja smaku. Pierwszym zaskoczeniem jest spora słodycz – zerknąłem na skład i sytuacja się wyjaśniła: jest laktoza. Nuty kawowe są uzupełniane akcentami gorzkiej, deserowej czekolady. Całość jest dobrze ułożona, gładka. Finisz palony, pozostawia dłuuuugi posmak. Bardzo dobre, choć dla mnie nieco za słodkie.
Wysycenie: Niskie.
Bardzo dobre piwo. Jedyne, do czego można byłoby się doczepić, to bardzo słaba piana. Trzeba jednak pamiętać, że ziarno kawowe zawiera w sobie sporą ilość tłuszczu, który to negatywnie wpływa na zdolność budowy ładnej piany. Zarówno smak i aromat są bardzo złożone, a piwna baza dobrze ułożona. Alkohol kompletnie nie przeszkadza. Mogłoby być nawet nieco mniej słodkie. Niemniej wszyscy miłośnicy kawy powinni być zadowoleni.
Cena: nie pamiętam